Serwis informacyjny

Rajewski: Dlaczego polscy aktywiści protestują pod niemiecką elektrownią jądrową?

Data dodania: niedziela, 29 grudnia 2019, autor: nuclear.pl

Dziś grupa polskich (FOTA4Climate), holenderskich i niemieckich aktywistów protestuje pod niemiecką Elektrownią Jądrową w Philippsburgu w Badenii-Wirtembergii. Protest związany jest z wyłączeniem ostatniego bloku tej elektrowni zaplanowanym na koniec tego roku - oraz szerzej z decyzją władz Republiki Federalnej Niemiec o odejściu od energetyki jądrowej.

Atomowe misie, fot. Fota4Climate
Atomowe misie, fot. Fota4Climate

Sytuacja jaka ma miejsce w tej dziedzinie w Niemczech jest kuriozalna. Republika Federalna od lat prowadzi ambitny program transformacji energetycznej, którego wyrażanym celem jest obniżenie negatywnego wpływu energetyki na środowisko. Jest to realizowane głównie przy pomocy wdrażania na masową skalę odnawialnych źródeł energii (dalej OZE). I w tej dziedzinie notują istotne sukcesy. Jednocześnie jednak, niemiecka transformacja ma też drugi cel i jest nim eliminacja energii jądrowej z bilansu energetycznego. I to eliminacja jak najszybsza, bez oglądania się na cokolwiek.

Niemiecki stosunek do atomu ma długą historię i przeszedł na przestrzeni lat znaczące zmiany. Rozwój branży jądrowej Niemcy Zachodnie rozpoczęły jeszcze w latach 50. Został on następnie silnie wzmocniony transferem technologii z USA - dzięki niemu niemiecki przemysł zyskał możliwość nie tylko samodzielnej budowy elektrowni jądrowych, ale także rozwijał z amerykańskich konstrukcji swoje własne, ulepszone instalacje. Szczytowym osiągnięciem niemieckiego przemysłu stały się trzy bloki z reaktorami typu KONVOI, trzy ostatnie zachodnioniemieckie bloki jądrowe, uruchomione w latach 1988-1989. Jednostki te charakteryzują się jednymi z najlepszych na świecie wskaźników wykorzystania mocy, co dobitnie świadczy o bardzo dobrej jakości zarówno projektu, jak i realizacji. Jednocześnie Niemcy prowadzili szereg ambitnych programów badawczo-rozwojowych nad nowymi i przyszłościowymi typami reaktorów, w tym szczególnie reaktorami wysokotemperaturowymi (tę technologię kupiły potem Chiny i obecnie rozwijają ją samodzielnie).

Jednocześnie w okresie Zimnej Wojny w Niemczech zaczął narastać ruch antyjądrowy. W latach 70. przybrał on już skalę umożliwiającą organizację masowych demonstracji, których największym sukcesem było doprowadzenie do zaniechania budowy Elektrowni Jądrowej Wyhl. W latach 80. niejako „naturalnym” wzmocnieniem dla ruchu antyatomowego stała się katastrofa czarnobylska. W rezultacie w drugiej połowie lat 80., gdy ostatnie bloki jądrowe wciąż jeszcze budowano, władze niemieckie podjęły decyzję o zaniechaniu dalszego rozwoju tej technologii i stopniowym odejściu od jej wykorzystania. Spowodowało to też zastopowanie programów badawczych nad reaktorami nowego pokolenia. Istniejące elektrownie zachodnioniemieckie utrzymano w ruchu, ale już NRD-owską elektrownię jądrową w Greisfwaldzie w momencie zjednoczenia od ręki zamknięto - mimo że jej najnowszy blok uruchomiono zaledwie w listopadzie 1989 roku. Ostatni reaktor wyłączono w lipcu 1990.

Na dekadę sprawa została niejako odłożona, z uwagi na zmianę władz. Rozwoju technologii zaprzestano, ale istniejące elektrownie pracowały. Do tematu wrócono na koniec dekady, po przejęciu władzy przez koalicję SPD i Zielonych. W roku 2000 rząd kanclerza Schrödera ogłosił harmonogram wyłączania niemieckich elektrowni jądrowych. Zakładał on ostateczne wyłączenie wszystkich do 2022 roku, jeszcze przed upływem ich projektowego terminu eksploatacji. Średni wiek reaktora w momencie wyłączenia miał wynosić zaledwie 32 lata, wobec oryginalnych wartości projektowych na poziomie 35-40 lat i dobrej podatności stosowanych w Niemczech technologii na znaczące przedłużanie tego okresu. W pierwszej dekadzie XXI wieku faktycznie odstawiono pierwsze z dziewiętnastu bloków. W 2009 roku do władzy doszła jednak koalicja CDU/CSU oraz FDP, która zdecydowana była zezwolić na wydłużenie eksploatacji. Porozumienie z przemysłem ogłoszone w 2010 roku zakładało przedłużenie eksploatacji o 10 lat dla jednostek starszych i 14 lat dla nowszych, w zamian za zgodę na obłożenie paliwa jądrowego dodatkowym podatkiem (co dość wyraźnie świadczy, że przemysł uznawał dalszą eksploatację za opłacalną). Teraz ostatni blok miał dożyć roku 2036. Potem przyszła jednak Fukuszima i rząd kanclerz Merkel wykonał zwrot o 180 stopni. Sześć bloków wyłączono natychmiast, zdecydowano też o nieprzywracaniu eksploatacji kolejnych dwóch, które od kilku lat nie pracowały, a pozostałych dziewięć otrzymało nowe terminy wyłączenia bardzo zbliżone do tych z czasów rządu SPD - z ostatecznym wyłączeniem do końca roku 2022. Dodatkowy podatek pozostał.

Proces stopniowego odstawiania niemieckich atomówek jest obecnie realizowany. W chwili obecnej pozostaje ich w ruchu siedem, od Nowego Roku będzie tylko sześć - po jednym bloku w każdej. Można postawić pytanie: a co nas to obchodzi, w końcu „wolnoć, Tomku, w swoim domku”. Z tym, że to nie do końca tak. Wróćmy do celów niemieckiej transformacji energetycznej. Nadrzędnym celem ma być rzekomo uzyskanie energetyki przyjaznej środowisku. Niemcy zdecydowały się oprzeć taką energetykę głównie na źródłach odnawialnych. Kłopot w tym, że zastąpić źródeł nieodnawialnych odnawialnymi nie da się z dnia na dzień. Transformacja energetyki to proces, rozłożony na lata i dekady. Trzeba przyznać, że niemiecki program rozwoju OZE - a jest to program bardzo ambitny - przynosi pozytywne rezultaty. Umożliwił obniżenie emisji z niemieckiej energetyki pomimo odstawienia sporej części źródeł jądrowych - wbrew przewidywaniom części sceptyków, którzy twierdzili, że nie będzie to możliwe. Rzecz jednak w tym, że nie wyłączając elektrowni jądrowych możliwe byłoby osiągnięcie rezultatów znacznie lepszych. Wystarczyłoby, gdyby Niemcy - przynajmniej na razie - zamiast odstawiać bloki jądrowe, odstawiali istniejące jeszcze całkiem sporej ilości, swoje bloki węglowe. Jedne i drugie pełnią w systemie bardzo podobne funkcje i technicznie nie stanowiłoby to problemu - nie jest zatem tak, że utrzymanie atomu stanowiłoby jakąkolwiek blokadę w rozwoju OZE. W 2018 roku OZE i elektrownie jądrowe wytworzyły w sumie 54% niemieckiej energii elektrycznej [1]. Gdyby jednak produkcja elektrowni jądrowych została utrzymana na poziomie sprzed Fukuszimy, a w zamian zredukować produkcję w elektrowniach węglowych, udział ten wyniósłby 65%. Sam wyłączany obecnie blok w Philippsburgu, gdyby zezwolić mu na pracę jeszcze przez 13 lat - tak jak to przewidywano jeszcze w 2010 roku - wyprodukować mógł jeszcze około 130 TWh energii elektrycznej - tyle, co cała Polska zużywa w trzy kwartały.

Wyłączanie sprawnych elektrowni jądrowych, których większość zapewne mogłaby pracować nie tylko do terminów określonych przez rząd Merkel w 2010 roku, ale znacznie dłużej (instalacje tego typu są z powodzeniem dopuszczane w USA do eksploatacji nawet przekraczającej 60 lat), przy jednoczesnym utrzymaniu ruchu bloków węglowych, trudno uznać za wyraz troski o środowisko, a klimat w szczególności. A Niemcy nie ograniczają się przecież do utrzymania w ruchu elektrowni węglowych. Od czasu decyzji rządu Schrödera o wczesnym wyłączeniu elektrowni jądrowych, uruchomiono w Niemczech nowe bloki węglowe o mocy blisko 10300 MW, z czego blisko 9000 MW już w tej dekadzie [3]. W przyszłym roku ma dojść kolejny tysiąc (blok Datteln-4). Dla porównania, moc odstawionych w tym stuleciu bloków jądrowych to niespełna 11900 MW. Ponownie - można to nazwać różnie, ale na pewno nie troską o klimat.

Oczywiście rzec można, że z perspektywy Polski głupio upominać sąsiada, że nieefektywnie redukuje emisje, w momencie, w którym wytwarza on ponad połowę energii elektrycznej w sposób bezemisyjny. I rzecz jasna gdyby ci sami Polacy nie protestowali przeciwko naszej lokalnej polityce, byłaby to dużego kalibru hipokryzja. Ale oczywiście ci sami Polacy protestują. Niestety w obu przypadkach ze skutkiem - na razie - umiarkowanym. Niemniej w momencie, w którym dzieje się coś, co niektórzy publicyści określają wręcz mianem „zbrodni klimatycznej” - i nie bez racji - protestować trzeba. Z wiarą, że kiedyś przyniesie to sukces.

Adam Rajewski

Źródła:
[1] Net public electricity generation in Germany in 2018, Fraunhofer ISE, 13.03.2019 - https://www.energy-charts.de/energy_pie.htm?year=2018
[2] Nuclear Power in Germany, World Nuclear Association, aktualizacja z marca 2019 - https://www.world-nuclear.org/information-library/country-profiles/countries-g-n/germany.aspx
[3] Power plant list, Bundesnetzagentur, stan na 11.11.2019 - https://www.bundesnetzagentur.de/EN/Areas/Energy/Companies/SecurityOfSupply/GeneratingCapacity/PowerPlantList/PubliPowerPlantList_node.html


Podziel się z innymi


Komentarze