Serwis informacyjny
Tokpinar: nasz model przewiduje rozwój polskiego przemysłu i skorzystanie z lokalnych dostawców
Data dodania: czwartek, 13 października 2022, autor: nuclear.pl
- Jeśli spojrzeć na naszą historię, to w branży jądrowej jesteśmy od siedemdziesięciu lat. Zbudowaliśmy pierwszy reaktor w Kanadzie, pierwszy reaktor w USA, pierwszy w Indiach, pierwszy na Tajwanie, w Korei, w Hiszpanii… – mówi Ahmet Tokpinar, wiceprezes amerykańskiej firmy Bechtel, w rozmowie z nuclear.pl.
Adam Rajewski: Zacznijmy od spojrzenia ogólnego. Cywilna branża jądrowa w XXI wieku to nie jest łatwy biznes: bardzo trudne środowisko regulacyjne, inwestycje które są złożone, podatne na opóźnienia i różne komplikacje. A jednak Bechtel widzi w tej branży szanse biznesowe. Dlaczego uważacie, że cywilna branża jądrowa to wciąż dobry biznes?
Ahmet Tokpinar: Jeśli spojrzeć na naszą historię, to w branży jądrowej jesteśmy od siedemdziesięciu lat. Zbudowaliśmy pierwszy reaktor w Kanadzie, pierwszy reaktor w USA, pierwszy w Indiach, pierwszy na Tajwanie, w Korei, w Hiszpanii… Ta branża ma wielopokoleniową historię w rodzinie Bechtela. A jest ona krytycznie ważna. Przede wszystkim uważamy, że energetyka jądrowa jest kluczowa dla walki ze zmianami klimatycznymi. Zapewnia też bezpieczeństwo energetyczne. Są zatem istotne powody, które czynią atom bardzo istotnym elementem miksu energetycznego. I my w to wierzymy. A jeśli chodzi o dobry biznes, to uważamy, że istnieje sposób na dobrą realizację takich obiektów. Tak, nie jest to proste, bywają problemy z regulatorem, ze stronami trzecimi – nie jest łatwo zbudować elektrownię jądrową. Ale jest lepszy sposób, by to zrobić. Spójrzmy na projekt Vogtle: przyszliśmy tam w trakcie realizacji już po tym, jak trzech generalnych wykonawców nie dało rady. My przyszliśmy jako czwarci i przejęliśmy budowę. I sądzimy, że zmieniliśmy ten projekt we właściwym kierunku. Czy były tam dalej wyzwania? Oczywiście, ponieważ nie ma niczego trudniejszego, niż przejęcie czegoś zrobionego do połowy. nie da się tego porównać z rozpoczęciem pracy od zera i jej poprawnym zaplanowaniem oraz wykonaniem. A to właśnie chcemy zrobić w Polsce. To chcemy robić dla nowych elektrowni jądrowych. Teraz robimy to w USA we współpracy z TeraPower przy naszym projekcie Natrium. On jest na wczesnym etapie, nie jest tak dopracowany, jak Westinghouse AP1000, ale jesteśmy w niego w pełni zaangażowani od samego początku z naszym partnerem technologicznym i klientem – TerraPower. I projektujemy elektrownię jądrową z przekonaniem, że da się ją zbudować na czas i zgodnie z założonym budżetem. To będzie reaktor demonstracyjny.
Oczywiście pracujemy od pięciu lat z Westinghouse przy projekcie Vogtle i analizujemy w jaki sposób następną budowę przeprowadzić lepiej. Dobra wiadomość dla Polski jest taka, że ten projekt jest gotowy. Tak więc nie zaczynamy od zera z projektowaniem wyspy jądrowej. Wiele ważnych rzeczy się nauczyliśmy. Jeśli budowę poprawnie się zaplanuje, to można ją zrealizować. Wszystko opiera się na wczesnym planowaniu. Czy będą problemy? Oczywiście! Podobnie z regulatorem. Uważam, że polski regulator bardzo dobrze współpracuje z NRC. Konstrukcja, o której mówimy jest już homologowana w Wielkiej Brytanii, w USA. Wasz regulator będzie musiał przeprowadzić własne analizy, dobrze się z nią zapoznać, ale to już licencjonowany projekt. A to robi wielką różnicę.
AR: Czy widzi pan jakieś szczególne wyzwanie związane z wejściem do zupełnie nowego kraju z bardzo niewielkim doświadczeniem z technologią jądrową, niewykraczającym poza jedną zarzuconą już dawno inwestycję i reaktory badawcze, a do tego nieco odmiennego kulturowego od Stanów Zjednoczonych?
AT: To jest wyzwanie, ale wie pan, jeśli pan zapyta czy lepiej budować w USA czy w Polsce, to ja bym powiedział, że w Polsce. W większości rejonów USA kadry energetyki jądrowej zanikają, robi nam to trochę problemów. A w Polsce, no tak, nie ma energetycznych reaktorów jądrowych, nie ma przemysłu jądrowego, ale są bardzo produktywni pracownicy. Analizowaliśmy rynek pracy, rozmawialiśmy z szeregiem najważniejszych wykonawców. Macie w budownictwie około miliona pracowników przygotowanych do takiej pracy. To dobra liczba. Są dobre firmy budowlane, takie jak Budimex czy Polimex, które umieją zbudować elektrownię. A to przecież ostatecznie jest elektrownia, różni się tylko podejściem. Jest bezpieczeństwo jądrowe, jądrowa kultura bezpieczeństwa i to trzeba zaszczepić wśród pracowników, by wszystko szło dobrze. I to przynosimy my. Przynosimy know-how, podejście, kulturę, ustanawiamy tę kulturę. Jeśli mamy możliwość zrobić to dobrze na samym początku, to sprawimy, że wszystko będzie funkcjonować. Jest wielu polskich pracowników, którzy pracowali na projektach jądrowych: w Wielkiej Brytanii w Hinkley Point, w Finlandii, we Francji. Jasne, nie ma firmy, która w referencjach ma napisane „zbudowaliśmy elektrownię jądrową”, ale jest całkiem sporo ludzi z doświadczeniem w branży.
Są dwie grupy materiałów i dostawców. Są te istotne dla bezpieczeństwa, gdzie dostawa materiałów wymaga innych kwalifikacji oraz te bez znaczenia dla bezpieczeństwa, konwencjonalne, standardowe produkty. My zaczęliśmy analizować cały łańcuch dostaw. To samo robi Westinghouse; większość elementów związanych z bezpieczeństwem jest w ich zakresie. My kupujemy materiały takie jak kable czy stal. Są tu dobrzy dostawcy. Będziemy musieli ich zakwalifikować i pomóc im uzyskać zdolność do produkcji materiałów i urządzeń zdatnych dla energetyki jądrowej. I to się da zrobić. To będzie proces. Elektrownia będzie miała trzy bloki, będzie i druga elektrownia – to jest znacząca szansa na zbudowanie solidnego przemysłu jądrowego w Polsce. I nie tylko dla inwestycji w Polsce. Będą i inne projekty: w Słowenii, w Czechach, w Wielkiej Brytanii. Polska będąca tu w awangardzie ma olbrzymią szansę na zbudowanie własnego przemysłu ze zdolnościami eksportu i wsparcia innych inwestycji jądrowych w Europie i nie tylko. A co my możemy zrobić, jeśli skończymy tu trzy bloki i pojawią się nowe projekty, jeśli zechcemy zacząć realizację w Słowenii? Z kim będziemy pracować? Będziemy pracować z wykonawcami, którzy już z nami pracowali; powiemy „chodźcie z nami”, pomożemy im wzmocnić kompetencje i moce produkcyjne i zabierzemy do kolejnego kraju. Tak właśnie zbudowaliśmy przemysł w Korei. Koreańska branża jądrowa została zbudowana z użyciem amerykańskich technologii, przez amerykańskich generalnych wykonawców. To byliśmy my, Stone & Webster, Combustion Engineering przejęty potem przez Westinghouse oraz właśnie Westinghouse. Stworzyliśmy w Korei bardzo solidny przemysł. I konkurentów dla samych siebie. Ale taka jest natura biznesu. Tak więc nasz model jest zupełnie inny od francuskiego czy koreańskiego. Naszym celem nie jest eksport. Nie stoi za nami 150 spółek, które sprowadzimy do Polski. My sprowadzimy do tej realizacji trzystuosobową doświadczoną kadrę kierowniczą. Zatrudnimy tu setki ludzi. Zatrudnimy tysiące robotników wykwalifikowanych. I będziemy pracować z dostawcami i firmami budowlanymi tak, by mogli się oni uczyć jak pracować w branży jądrowej. Sprowadzimy swoje narzędzia, swoje procesy, swoje procedury i zintegrujemy je z naszą organizacją. Ale będzie tu praca dla setek firm, tak duży to projekt. Tak więc nasz model to nie „eksportujmy z USA”, tylko „używajmy dostawców lokalnych i rozwijajmy tu przemysł”.
AR: Bardzo dobrze to słyszeć, gdyż – jak pan być może słyszał – jednym ze źródeł krytyki polskiego programu jądrowego jest brak własnego przemysłu jądrowego, brak doświadczenia w budowie takich elektrowni, co miałoby prowadzić do transferu całej wartości projektu za granicę. Z tego co pan mówi, wcale tak nie będzie. Pojawiła się w naszej przestrzeni publicznej nawet słynna wypowiedź, że najlepsze co polska gospodarka może zrobić dla budowy elektrowni jądrowej, to dostarczać na nią pizzę. To jest przedmiot żartów w branży, ale oczywiście bardzo dobrze jest usłyszeć, że wasze podejście jest inne.
AT: Po to udzielamy takich wywiadów. Krąży wiele mylnych opinii co do sposobu, w jaki będziemy projekt realizować. I wielokrotnie powtarzaliśmy to polskiemu rządowi, spółce PEJ, wszystkim z którymi rozmawiamy. Powiemy to i dostawcom. Może firmy budowlane są czasem sceptyczne, ale proszę mi wierzyć: to oni wykonają te prace. Kto inny mógłby? Czy sprowadzimy 10 tysięcy amerykańskich robotników z USA do Polski? Oczywiście, że nie! Robotnicy polscy są zresztą bardzo produktywni. Tak, może nie mają tyle doświadczenia w branży jądrowej, ale to możemy zaszczepić. Kulturę, nastawienie, znaczenie procedur. Zanim robotnicy przystąpią do pracy na budowie, będą musieli przejść rozbudowane szkolenia: co to jest bezpieczeństwo jądrowe, jakie procedury jakościowe są wymagane, dlaczego przestrzeganie ich jest tak ważne. Będą musieli przeszkolić się miesiąc czy dwa miesiące zanim wezmą narzędzia i przykręcą cokolwiek na budowie. Tu nie wystarczy, że są dobrymi spawaczami czy elektrykami. Będą musieli się doszkolić. Tu chodzi też o nastawienie. Tego się nie da uzyskać w dwa miesiące, ale będziemy o to dbać każdego dnia realizacji, poczynając od szkoleń. Dlaczego tak krytycznie ważne jest wdrożenie procedur zapewniających zgodność z przepisami. To bardzo ważne w branży jądrowej, ale to się da zrobić. Ostatecznie nie chodzi tu o techniki kosmiczne. Chodzi o dyscyplinę, o planowanie.
AR: Jeśli mowa o „zrobieniu” – mówił pan o budowie branży jądrowej w Korei. Gdzie dostrzega pan największe wyzwania dla przykładowo firm budowlanych w „kraju niejądrowym”. To kwestia nastawienia? Dokumentacji? Kontroli jakości?
AT: Wszystkie te rzeczy. Dokumentacja, zgodność, ale my zbudujemy program zapewniania jakości. I wdrożymy u wszystkich dostawców i wykonawców, którzy będą z nami pracować. Nie pozostawimy ich w izolacji mówiąc „ok, idźcie do siebie, zróbcie co trzeba i powiedzcie, jak skończycie”. Nasze podejście zakłada integrację z naszą organizacją ludzi, specjalistów z tych firm budowlanych, które ostatecznie wybierzemy do naszego zespołu. Tak więc nie będą oni pracować pozostawieni sami ze swoim zakresem. Nasi inżynierowie kontroli jakości będą nadzorować ich prace, a ich inżynierowie kontroli jakości będą się uczyć od naszych: co badać, jak badać, w jakich momentach prowadzić kontrole. To jest zatem bardzo zintegrowane podejście do realizacji, a partnerzy skorzystają z naszych programów i narzędzi, bo to ma związek z bezpieczeństwem i jakością. Mamy przy tym osobne bezpieczeństwo przemysłowe i bezpieczeństwo jądrowe – to są różne rzeczy i wiele osób tego jeszcze nie rozumie. Ale to jest know-how, funkcja nadzorczą, którą przyniesiemy my. To 90 % tego, co my damy od siebie.
AR: Wydaje się zatem, że możemy wnieść solidny wkład w polski program jądrowy. Ale jeśli mówimy o realizacji: powszechnie wiadomo, że w przeszłości było wiele problemów z realizacją elektrowni jądrowych. Sam pan mówił, że w Vogtle przejmowaliście projekt w opałach. Czy wynieśliście z tego jakieś szczególne wnioski, które wskazałby pan jako coś, co można zrobić, by na kolejnych realizacjach do podobnych komplikacji nie doszło? To jest kolejne źródło niepokoju w Polsce: że projekt będzie się ciągnął w nieskończoność, bo ze wszystkimi tak jest, że przekroczy budżet, że tej realizacji to nie dożyjemy?
AT: Tak, wiele jest takich wniosków. Podam panu klika przykładów. Realizacja Vogtle nigdy nie była zintegrowana. O co chodzi: jest projekt, jest system zakupów i jest budowa. Te trzy główne funkcje muszą być zintegrowane w środowisku cyfrowym. Kiedy trwa projektowanie, weryfikujemy projekt pod kątem realizacji. Sprawdzamy, czy to co zaprojektowano da się zamontować czy zbudować w sposób praktyczny i efektywny. To jest część procesu. W kwestii zakupów: zarządzanie danymi na projekcie jądrowym to ogrom pracy, bo kupuje się bardzo dużo rzeczy. My mamy programy i narzędzia pozwalające na zarządzanie tym wszystkim w środowisku cyfrowym. Nie używa się wielkich rysunków na budowie, ludzie nie pracują obłożeni papierami, żeby zamykać pakiety prac. Ale niczego z tego nie mogliśmy wdrożyć, kiedy przejęliśmy Vogtle. Mieliśmy narzędzia, wykorzystywaliśmy je na innych budowach i teraz mamy możliwość zacząć od tej integracji. I tak pracujemy z Westinghouse, z pełną integracją w środowisku różnych narzędzi budowlanych, zakupowych, oprogramowania – wszystko jest zintegrowane. W projekcie używa się jednego zestawu narzędzi i nie ma możliwości, by pomyliły się dane dotyczące rury czy stali, która przyjeżdża na budowę, jakie są jej specyfikacje, gdzie ją zamontować itd.
Innym elementem jest wizualne projektowanie wirtualne. Planujemy proces budowy na wirtualnym modelu 3D. Można sobie zwizualizować: zaczynam od tego a tego pomieszczenia, instaluję takie a takie urządzenie. I pracownicy branży budowlanej zamiast analizować rysunki oglądają środowisko trójwymiarowe. I planują najefektywniejszy sposób realizacji. Wdrożymy to na polskiej inwestycji. Nie da się przecenić znaczenia zatrudnienia generalnego wykonawcy wspólnie z dostawcą technologii jądrowej oraz ich wspólnej pracy w zintegrowanym środowisku. Bez tego projekt się nie uda.
Jednym z dużych problemów, będę tu z panem bardzo szczery, była kultura bezpieczeństwa jądrowego i jakości. Weszliśmy na projekt w połowie realizacji. Stworzenie kultury, kultury bezpieczeństwa i jakości jądrowej na miejscu było bardzo trudne. Było tam wtedy jakieś 6-7 tysięcy ludzi. Zaszczepienie takiej kultury w trakcie realizacji jest wielkim wyzwaniem. Teraz zorganizujemy programy szkoleniowe, o których mówiłem i zapewnimy, że pracownicy będą wiedzieć na czym polega ich praca. To jest wielka nauczka na przyszłość. Takie wnioski przekuwamy w najlepsze praktyki stosowane na następnym projekcie. Tu nie chodzi o przeczytanie sobie na papierze: o, tego się nauczyłem, następnym razem będzie lepiej. My wdrażamy wnioski na poziomie instytucjonalnym i według nich planujemy przyszłą pracę.
AR: Wspomniał pan o tym, jak pomogliście sobie wyhodować konkurencję w Korei. I oczywiście ta konkurencja jest też i w Polsce, ubiega się o to samo zamówienie. Jest też rzecz jasna przemysł francuski. Czy może nam pan zatem przedstawić wasze przesłanie marketingowe? Dlaczego oferta Bechtel jest lepsza?
AT: Nasza oferta jest powiązana z technologią. Bądźmy szczerzy, Westinghouse ma najlepszy reaktor klasy gigawatowej. On jest zaprojektowany, jest dojrzały, pracuje z dobrymi parametrami w Chinach, blok w Vogtle wkrótce też ruszy. Nie ma problemów technicznych, to bardzo dobra technologia.
Francuzi i Koreańczycy mają inne podejście. Tu wszystko zależy od tego, czego chce polski rząd. Jeśli chcecie najtańszą elektrownię jądrową i nie przeszkadza wam, że wszystko będzie importowane z Azji, to może wybierzecie innego dostawcę. To nie jest konstrukcja pasywna, to bardziej konwencjonalny reaktor jądrowy. Tak wiec wszystko zależy od celów rządu. Czy chce on najlepszej technologii? Oferujemy coś unikalnego w postaci transferu know-how, czego nie dostaniecie od Francuzów ani Koreańczyków. To są przedsiębiorstwa państwowe i mają cel maksymalizacji udziału swojego krajowego przemysłu. Są subsydiowani i mają wspierać własny przemysł jądrowy w Korei czy Francji. Są państwowi. My nie jesteśmy.
AR: Skoro doszliśmy do technologii i tego jaka jest najlepsza – w Polsce i nie tylko pojawia się wiele głosów, że być może reaktory jądrowe skali gigawata to przeżytek. I wiele dobrego mówi się o małych reaktorach modułowych (SMR-ach), czasami entuzjastycznie. A czasami i o technologiach nowej generacji. Wspominał pan, że jesteście zaangażowani w projekt Natrium. Jaki jest zatem wasz pogląd na kwestię „małe a duże”? Czy sądzi pan, że w przyszłości duże bloki jądrowe wciąż mają do odegrania jakąś rolę, czy jesteśmy świadkiem zmiany pokoleniowej?
AT: SMR-y to niekoniecznie technologie nowej generacji. To są wciąż konwencjonalne reaktory lekkowodne. Są tylko mniejsze. Są też reaktory nowej generacji, które nie są reaktorami lekkowodnymi, które chłodzone są ciekłym metalem. One są bezpieczniejsze, można w nich uzyskać wyższe temperatury. Ten, nad którym współpracujemy z TerraPower, projekt Natrium, to naprawdę konstrukcja nowej generacji. Można z niego uzyskać temperatury do 500 stopni. Pracuje przy ciśnieniu atmosferycznym, więc nie trzeba grubych ścian, ciężkich konstrukcji, ciężkich rurociągów. To zupełnie inna koncepcja. Tak więc trzeba rozróżnić te dwie kategorie. Do reaktorów nowej generacji droga jeszcze daleka. Będziemy budować obiekt demonstracyjny, on będzie uruchomiony przed końcem dekady. Potem będzie projekt komercyjny, na początku lat 30. Kolejni inwestorzy się nim zainteresują gdzieś w połowie przyszłej dekady, pojawią się zalążki dojrzałego przemysłu reaktorów nowej generacji. SMR-y są trochę bliżej. Ale nie są gotowe. To NuScale, GE, Hotec i Rolls-Royce. To wszystko reaktory lekkowodne. Ale czy Polska chce być pierwszym krajem, który je wypróbuje? Weźmie na siebie ryzyko prototypu? Te konstrukcje nie są gotowe do realizacji, bo nie są jeszcze zaprojektowane, nikt ich nigdzie nie zbudował. Są już pionierzy w tej dziedzinie. Ontario Power Generation planuje budowę SMR-a konstrukcji GE. NuScale, miejmy nadzieję, zbuduje swój prototyp w Idaho National Laboratory. Rolls-Royce jest trochę dalej, więc zostańmy przy tych dwóch. One zapewne zostaną uruchomione pod koniec tej dekady. Rynek dla nich jest w mojej opinii komplementarny. Gdzieś od połowy lat 30. zamawiane będą pewnie mniejsze reaktory i reaktory nowej generacji. Nawiasem mówiąc one nie są takie małe; ten który budujemy z TerraPower ma 400 MW, ma mieć 500. Rolls-Royce też ma 500, GE ma 300. NuScale jest bardziej skalowalny, ale one nie są małe tak, jak się wszystkim wydaje. Są to rozwiązania komplementarne. Ale jeśli dziś chce się mieć coś w eksploatacji na początku lat 30., to duże reaktory są zaprojektowane. Ktoś inny już zapłacił za ryzyka związane z prototypem i można na nie dostać ofertę. Jeśli Polska chce poczekać do końca dekady i zobaczyć które SMR-y najlepiej sobie radzą jako technologie komercyjne, to rząd może tak zdecydować. Ale stwierdzenie, że chce się pracować z jedną z tych firm – nawiasem mówiąc znamy te firmy i one są naprawdę obiecujące – to jest ryzyko. To jest ryzyko innego rodzaju. Ale mogę panu zagwarantować, że niezależnie od tego co różne firmy obiecują, nic nie będzie w Polsce w eksploatacji w roku 2028. My takie rzeczy budujemy i mogę powiedzieć, że takie obietnice są naciągane.
AR: Mam teraz pytanie niedotyczące Polski. Wiemy, że Polska ma jeden z najambitniejszych programów jądrowych w Europie, plany budowy mają też inne kraje europejskie. Jest projekt w Czechach, wspominał pan o Słowenii, ale czy sądzi pan, że nowe elektrownie jądrowe będą znowu powstawać na Zachodzie? W Zachodniej Europie albo w Stanach Zjednoczonych? Już trochę czasu od poprzednich minęło. Jasne, jest Vogtle, ale jest też druga zarzucona inwestycja. Czy kolebka technologii PWR wróci zatem do budowy elektrowni jądrowych?
AT: Sytuacja w Europie jest inna, niż w USA; wyjaśnię dlaczego. W USA nie ma kryzysu energetycznego. USA są już niezależne energetycznie. USA mają pod dostatkiem gazu łupkowego. Na rynku nie ma dziś potrzeby budowania dużych reaktorów po Vogtle. To co dzieje się teraz w USA i jest znacząco dofinansowane z budżetu, to rozwój reaktorów nowej generacji i programy demonstracyjne SMR. To TerraPower, X-Energy, NuScale. Wykładane są duże środki, z uczestnictwem prywatnego przemysłu, na budowę pierwszych takich instalacji. Ale nie będzie w Stanach kolejnego AP1000, bo nie ma na to popytu. Nie chodzi o to, że nikt nie chce AP1000, tylko że to nie jest potrzebne.
W Europie jest zupełnie inaczej, szczególnie w warunkach kryzysu energetycznego. Europa potrzebuje energii. Energia jądrowa musi być częścią rozwiązania. Myślę, że boomu nie będzie, ale przynajmniej trzy-cztery kraje będą budować, bo nie mają wyjścia. To tworzy duże szanse biznesowe, bo to może stać się bardzo duża branża. Tak więc wszyscy gracze będą się chcieli załapać. Ktoś musi zacząć, a ci którzy to zrobią z użyciem sprawdzonej technologii mogą zyskać znaczącą przewagę rynkową, tu chodzi i o generalnych wykonawców i o dostawców technologii, i o cały łańcuch dostaw. Ci, którzy wejdą na rynek później, mogą mieć problem z zabezpieczeniem zasobów do budowy. Te zasoby trzeba zbudować.
AR: To spójrzmy od tej strony. Mówi pan, że będą nowe projekty – czy przemysł im sprosta, kiedy się rozpoczną?
AT: Przemysł będzie rósł stopniowo. Nie da się tego zrobić z dnia na dzień a branża jądrowa w Europie nie jest tak mocna i brakuje jej praktyki. Buduje się jedną elektrownię w Wlk. Brytanii, jedną w Finlandii i jedną we Francji, ale żeby rozbudować przemysł, trzeba więcej budować. Nie będzie tak, by w Europie powstawało dwadzieścia elektrowni jądrowych na raz. To się nie zdarzy i nie powinno, bo przemysł nie jest w stanie wesprzeć takiej skali inwestycji. Ale zaczyna się od trzech, u was będą kolejne trzy, jeden w Czechach i w ten sposób tworzy się solidny przemysł. I w ten sposób zanim SMR-y dojrzeją jako produkty, będziecie mieli duży i zdrowy przemysł, który będzie w stanie je budować jeden po drugim.
Ahmet Tokpinar jest Wiceprezesem Bechtel i Dyrektorem Generalnym komercyjnej linii biznesowej energetyki jądrowej w Bechtel. Do jego obowiązków należy: nadzór nad inżynierią Bechtel i budową nowych elektrowni jądrowych; konserwacja i obsługa istniejących elektrowni jądrowych; wsparcie dla zaawansowanych elektrowni jądrowych i małych elektrowni modułowych. W swojej 31-letniej karierze w Bechtel, Ahmet Tokpinar pełnił funkcje w zakresie kontroli projektów, planowania biznesowego i informacji, rozwoju biznesu oraz operacji jądrowych.