Serwis informacyjny

Krótka historia Elektrowni Jądrowej Shoreham

Data dodania: piątek, 25 sierpnia 2023, autor: nuclear.pl

Wracamy do cyklu o zmarnowanych elektrowniach. Dziś z obozu państw demokracji ludowej przeniesiemy się na drugi biegun świata epoki Zimnej Wojny – do samej Ojczyzny Wolności – by przyjrzeć się jednej z najbardziej absurdalnych sytuacji: reaktorowi, który uruchomiono na chwilę, by go zaraz potem zamknąć.

Chodzi o Elektrownię Jądrową Shoreham na Long Island w stanie Nowy Jork, obiekt o długiej i wyboistej historii z unhappy endem. Początki opowieści można znaleźć już w latach 50. ubiegłego stulecia, a dokładniej w roku 1954, kiedy lokalna spółka energetyczna, Long Island Lighting Company (LILCO), dołączyła do stowarzyszenia Atomic Power Development Associates, skupiającego 43 firmy zainteresowane energetyką jądrową. Dekadę później, w kwietniu 1965 roku prezes LILCO ogłosił na zgromadzeniu akcjonariuszy, że spółka zamierza zainwestować w elektrownię jądrową na Long Island. W ślad za tą deklaracją w kolejnym roku LILCO nabyła nieco ponad 180 hektarów na północnym wybrzeżu Long Island, koło miejscowości Shoreham, 100 km w linii prostej od Dolnego Manhattanu a przy okazji 10 km od ośrodka badawczego Brookhaven National Laboratory, w którym pracowały już reaktory badawcze. Wedle ówczesnych planów nowa elektrownia miała mieć moc 540 MW i kosztować od 65 do 75 mln ówczesnych dolarów (ok. 600-700 mln dzisiejszych).

Atomowe plany LILCO nie skończyły się na Shoreham. Spółka ogłosiła też zamiar wybudowania drugiej elektrowni jądrowej w Lloyd Harbor, także na północnym wybrzeżu wyspy, w połowie drogi między Shoreham a Manhattanem. To jednak była okolica gęściej zaludniona i zamożniejsza, więc w odróżnieniu od pomysłów na pierwsza elektrownię, nowy pomysł wzbudził protesty mieszkańców. Zawiązali oni grupę sprzeciwiającą się inwestycji, która ostatecznie za cel obrała obie elektrownie.

Plany związane z Lloyd Harbor szybko zarzucono, ale przygotowania do inwestycji w Shoreham trwały i to w zwiększonym wymiarze. W związku z zapotrzebowaniem na energię rosnącym szybciej, niż było to wcześniej prognozowane, w końcu lat 60. planowana elektrownia „urosła” do 820 MW.

Równolegle rósł i ruch sprzeciwu. Jedną z podniesionych kwestii, która ostatecznie zaważyła na losie inwestycji, był sposób przeprowadzenia ewakuacji okolicznych mieszkańców po ewentualnej ciężkiej awarii, podnoszono także bliskość lotnisk cywilnych i wojskowych.

Mimo intensyfikujących się protestów, po trwającej dwa lata i uwzględniającej liczne wysłuchania publiczne procedurze prowadzonej przez Departament Ochrony Środowiska Stanu Nowy Jork, w końcu 1972 roku Komisja Energii Atomowej (AEC, poprzedniczka NRC w roli amerykańskiego regulatora) zaakceptowała ocenę oddziaływania elektrowni na środowisko i zarekomendowała, by inwestorowi zezwolić na budowę. Co istotne, Komisja wskazała, że kwestie planowania ewakuacji nie muszą zostać sfinalizowane przed wydaniem zezwolenia. Jak informował w tym czasie New York Times, koszty budowy w tym czasie szacowano na 350 mln dolarów (co odpowiada dzisiaj kwocie ok. 2,5 mld). Zezwolenie na budowę wydano 12 kwietnia 1973 roku.

Elektrownia zrealizowana miała być w układzie jednoblokowym. Wybrano technologię reaktora wodnego wrzącego konstrukcji General Electric w wersji BWR/4 i obudowie bezpieczeństwa Mark II. Budowę w rozumieniu budowy obiektu jądrowego rozpoczęto 1 listopada 1972 roku. Instalacja miała mieć znamionową moc brutto 849 MW.

Realizacja od początku postępowała z problemami. Przyczyny były różnorodne i obejmowały kłopoty finansowe samej spółki, która w latach 60. przeszła w znacznej mierze z wykorzystania węgla na olej opałowy a teraz ponosiła konsekwencje kryzysu naftowego. Sama spółka utrzymywała, że przyczynami opóźnień są skutki zaostrzonych przepisów federalnych, aczkolwiek komentatorzy wskazywali też na kiepski nadzór inwestorski i bardzo niską produktywność wykonawców. W toku realizacji inwestor przejął bezpośredni nadzór nad realizacją elektrowni z rąk zewnętrznego wykonawcy, to jednak nie powstrzymało wzrostu kosztów. W 1977 roku szacowano je już na 1,2 mld dolarów, a na koniec dekady na około 2 miliardy.

Blok daleki był jeszcze od ukończenia, gdy w 1979 roku doszło do brzemiennej w skutki (społeczno-polityczne, bo nie zdrowotne) awarii w Elektrowni Jądrowej Three Miles Island. Konstrukcyjnie nie miała ona nic wspólnego z realizacją w Shoreham, ale zdarzenie doprowadziło do opóźnienia procedury wydawania zezwolenia na eksploatację bloku przez dozór, a jednocześnie zintensyfikowało protesty przeciwko energetyce jądrowej w ogóle a budowie nowych instalacji w szczególności. W czerwcu 1979 roku na niedzielny protest obok placu budowy (organizowany w ramach Międzynarodowego Dnia Antyjądrowego, który objął także protesty we Francji, Hiszpanii, Kanadzie, Japonii i Niemczech Zachodnich) przybyło 15 tysięcy przeciwników inwestycji; przeszło 600 (wg innych źródeł 571) osób zostało zatrzymanych przez policję podczas próby przedarcia się przez ogrodzenie. Przyszłość elektrowni stała się istotnym tematem w lokalnej debacie politycznej, choć aktualne władze stanowe, w tym gubernator stanu Hugh Carey (z Partii Demokratycznej, sprawował urząd w latach 1975-1982) nadal popierały projekt. Koszty jednak wciąż rosły – do 1986 roku sięgnęły 4,6 mld dolarów (12,5 mld dziś).

Jednym ze skutków awarii Three Miles Island był jednak powrót do urzędowych rozważań o planach ewakuacji. W szczególności dozór, teraz pod postacią Nuclear Regulatory Commission (NRC) zaczął wymagać, by operatorzy elektrowni jądrowych wypracowali plany ewakuacji ludności w porozumieniu z władzami lokalnymi i stanowymi. Na tym tle doszło do tarć pomiędzy LILCO a władzami hrabstwa Suffolk, na terenie którego znajdowała się instalacja. LILCO opracowała plan ewakuacji niespełna 200 tys. mieszkańców w promieniu 10 mil od instalacji, jednak władze hrabstwa uważały, że konieczne działania powinny obejmować 20 mil i przeszło 400 tysięcy ludzi. Poparcie dla inwestycji wśród lokalnych radnych spadało i w lutym 1983 roku izba legislacyjna hrabstwa przegłosowała stosunkiem 15:1 uchwałę, w której wyrażono przekonanie, że bezpieczna ewakuacja mieszkańców w promieniu 20 mil nie jest możliwa. Stanowisko to poparł gubernator stanowy Mario Cuomo (podobnie jak poprzednik Demokrata). Kilka minut przed głosowaniem i ledwie w miesiąc po objęciu urzędu Cuomo nakazał wręcz urzędom stanowym, by nie akceptowały żadnego planu ewakuacji opracowanego przez LILCO. W styczniu 1984 roku w proteście przeciwko obstrukcji władz kierownictwo LILCO zdecydowało się na zastosowanie szantażu finansowego i zagłosowało za wstrzymaniem płatności lokalnych podatków w łącznej wysokości 26,2 mln dolarów. Wkrótce doszło też do zmian w zarządzie firmy, która znajdowała się w bardzo kiepskiej kondycji finansowej. Nowy zarząd przystąpił do agresywnej restrukturyzacji związanej z masowymi zwolnieniami, jednak nie odstąpił od kontynuowania projektu Shoreham.

Pomimo problemów, budowa zbliżała się do końca, choć w sierpniu 1983 roku inwestor wykrył pęknięcia w wałach korbowych wszystkich trzech (sic!) awaryjnych agregatów prądotwórczych. Te udało się jednak naprawić (przy okazji dodano także rezerwowe generatory) i w 1984 roku prace budowlano-montażowe zakończono. 15 lutego 1985 roku reaktor po raz pierwszy osiągnął stan krytyczny. Cały czas nie było jednak zezwolenia na eksploatację. W lipcu 1985 roku dozór zezwolił na osiągnięcie maksymalnie 5% mocy w celu przeprowadzenia pierwszych prób związanych z rozruchem. 1 sierpnia 1986 roku doszło do pierwszej synchronizacji nowego bloku z systemem elektroenergetycznym.

W tym samym okresie władze hrabstwa Suffolk ugięły się przed finansowym szantażem LILCO i wycofały swój oficjalny sprzeciw wobec projektu w zamian za zapłatę zaległych podatków, co jednak nie wzbudziło entuzjazmu lokalnej ludności. LILCO przeprowadziło udaną symulację ewakuacji ludności w promieniu 10 mil od zakładu, jednak we wrześniu 1985 roku image firmy silnie ucierpiał – po przejściu huraganu Gloria spółka nie była w stanie przywrócić zasilania setkom tysięcy odbiorców przez ponad tydzień.

Tymczasem w legislaturze stanowej pojawił się pomysł utworzenia stanowego urzędu Long Island Power Authority (LIPA), który miałby przejąć LILCO i doprowadzić do zlikwidowania EJ Shoreham. Stosowna ustawa zyskała poparcie, zarówno z uwagi na reputację LILCO jako drogiego dostawcy energii, jak i nastroje antyjądrowe, wzmocnione tylko katastrofą czarnobylską. Zgromadzenie Ogólne Stanu Nowy Jork przyjęło ją 3 lipca 1986 roku. Jednocześnie LILCO walczyło o przetrwanie jako spółka. Miała temu pomóc decyzja NRC z 1987 roku, która zniosła wymóg uczestnictwa władz lokalnych w opracowywaniu planów na wypadek awarii. Z drugiej strony jednak władze stanowe zablokowały firmie wnioskowaną podwyżkę taryfy, aby przymusić ją do kompromisu – szantaż finansowy okazał się bronią obosieczną.

Ostatecznie po kolejnych negocjacjach władze stanowe postawiły na swoim. Na mocy ugody ogłoszonej przez gubernatora i LILCO 28 lutego 1989 roku, zatwierdzonej przez stanową Komisję Usług Publicznych w kwietniu 1989 r. a przez akcjonariuszy LILCO w czerwcu tego roku, elektrownia Shoreham miała otrzymać zezwolenie na eksploatację, a następnie zostać przejęta przez LIPA za sumę 1 (słownie: jednego) dolara i zamknięta. W zamian LILCO otrzymało zgodę na podwyżki cen energii (5% rocznie przez 10 lat) oraz szereg innych ustępstw finansowych i prawnych. Ostatecznie koszty energii dostarczanej przez LILCO osiągnęły najwyższy poziom w USA, z uwagi na konieczność spłaty kredytów zaciągniętych na budowę spisanej na straty elektrowni.

W samej elektrowni przerwano jakiekolwiek procesy związane z rozruchem. W sierpniu 1989 roku z reaktora wyładowano paliwo. Nieczynna już elektrownia została nabyta przez LIPA za uzgodnionego wcześniej dolara w 1992 roku i zamknięta, nota bene jako pierwsza elektrownia jądrowa w USA (z uwagi na faktyczne zaprzestanie eksploatacji już wcześniej, dziś w statystykach jako data ostatecznego zamknięcia instalacji figuruje 28 czerwca 1989 roku). Proces likwidacji zakończono w 1994 roku i w maju 1995 roku NRC wygasiła zezwolenie na przetwarzanie materiałów promieniotwórczych dla elektrowni. Napromienione paliwo z wygaszonego reaktora zostało po długich poszukiwaniach „chętnego” przetransportowane do EJ Limerick, za co LILCO zapłaciła niemal 50 mln dolarów. Elementy reaktora trafiły na składowisko Barnwell. Wirniki turbin niskoprężnych zostały natomiast zdemontowane i były później eksploatowane w EJ Davis-Besse Ohio. „Wypatroszone” budynki zakładu stoją do dziś. Proces likwidacji kosztował 182 mln dolarów (nie licząc wspominanych 50 mln związanych z paliwem).

Tak więc w wyniku otwartego konfliktu inwestora z władzami lokalnymi doszło do sytuacji, w której gotowy blok nie został nawet w sensie technologicznym w pełni uruchomiony, jednak jego kosztami, ocenianymi ostatecznie na 6 mld dolarów, zostali obciążeni wprost lokalni odbiorcy energii, w tym ci sami, którzy przeciwko niemu protestowali. Kompletnym kuriozum był jednak fakt, że zanim obiekt wyłączono, to sam reaktor został uruchomiony,, co oczywiście spowodowało, że pewne jego elementy (w tym paliwo) zostały napromienione i skażone, co mogło tylko podnieść koszty likwidacji.

Historia Shoreham powinna też być przestrogą przed niepoważnym traktowaniem społeczności lokalnej. Po latach nawet były wiceprezes LILCO i jej rzecznik Ira Freilicher przyznawał, że spółka nie podeszła do tematu z należytą powagą. „Na wczesnym etapie przeciwnicy byli traktowani raczej pogardliwie. Traktowaliśmy ich w sposób bardziej konfrontacyjny i protekcjonalny, niż należało. To była z naszej strony arogancja.”

Na zdjęciu budynki EJ Shoreham w 2007 roku. Fot. Paul Searing, CC BY 2.0


Podziel się z innymi


Komentarze